środa, 17 grudnia 2014

Bieżnik "Rajski ogród zimą"

Witam Was Kochani.
Święta tuż, tuż a ja nie mogę przestać szyć... 
Dzisiaj skończyłam bieżnik, który jest przełomowy w moim szyciu. Po raz pierwszy zastosowałam inną technikę naszywania aplikacji oraz ich bardzo proste formy. Zawsze podobały mi się współczesne formy, ale jakoś nie miałam odwagi zacząć. No i nadszedł ten dzień, kiedy natknęłam się gdzieś na podobny wzór w necie. I muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z końcowego efektu. Nareszcie nie będę myślała o abecadle patchworkowym, tylko będę mogła przelewać swoje pomysły bez stresu i z większą swobodą.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim spodoba się taka forma. Ale mam również nadzieję, że i takie wzory znajdą swoich amatorów.

Bieżnik ma wymiary 36 cm na 86 cm i będzie idealną ozdobą na cały zimowy sezon.

A skąd ta nazwa?
Otóż owoce rajskiej jabłoni czekają w naszym ogrodzie na zbiory do pierwszych przymrozków.
Tak więc wraz z owocami jarzębiny są jedynym czerwonym akcentem w zimowej scenerii.

Aplikacje naszywałam cieniowanymi nićmi, od bieli poprzez ciemną zieleń kończąc na kolorze wina.

A to tył bieżnika w trakcie ręcznego podszywania lamóweczki.

I to tyle na dzisiaj... a teraz zabieram się za szycie serduszek, na które naszyję frywolitki.
To moja nowa miłość...

Do usłyszenia... całuski :*

środa, 10 grudnia 2014

Gotowanie w wolnowarze - bigos Koali.

Witam Was Kochani.
Środa, zimno i straszliwie wieje. Za oknem szaro, buro i ponuro.
Ale w domciu.... mmm... zapachy, wspaniałe zapachy.
Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć garnek - tzw. WOLNOWAR.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze w naszym kraju nikt nie słyszał i nie widział tego cuda, 
ja wraz z mężem Kubą, odkryłam go w USA, u naszych Przyjaciół.
Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia a po spróbowaniu potrawy z niego byłam totalnie, nieuleczalnie chora z miłości.
I pamiętam to jak dzisiaj - a było to... 10 lat temu.
Fran, moja przybrana Siostra, ułożyła w nim mięso pokrojone w dużą kostkę, obłożyła je warzywami i zalała wodą. I to wszystko. Powiedziała, że za 24 godziny będzie pyszna potrawa.
Wtedy nie wierzyłam Jej. Ale następnego dnia, po gotowaniu przez całą noc, zobaczyłam, że faktycznie, zaczyna się coś pysznego dziać. Doprawiła jeszcze całość, wlała przecier pomidorowy i znowu zakryła.
Wieczorem, było to tzw. stew z wołowiny, czyli gulasz.
Przepyszny.
Tak byłam zakochana w tym garze, że wracając do Polski wiozłam go w walizce....
Należało jeszcze tylko dokupić kostkę - transformator, który zmieniał prąd ze 110 ( taki jest w USA) na 220 . Ale to był drobiazg.
Od tego czasu mój wolnowar jest systematycznie używany, między innymi do 
BIGOSU.
No i właśnie dzisiaj, kiedy na dworze jest paskudnie, postanowiłam zrobić mój bigos.
Zaczęłam pichcenie już wczoraj, przygotowując mięso, kiełbasę, boczek i cebulę. 
To wszystko lekko podsmażyłam i wrzuciłam do gara zalewając rosołkiem.
Dołożyłam przyprawy i po równo, kapustę kiszoną i świeżą.
I tyle. Zakryłam naczynie, raz na godzinkę przyciskałam kapustę...
Przed pójściem spać dodałam słoiczek domowego przecieru pomidorowego - oczywiście pomidorki z naszego ogrodu. W tym roku przecier jest wyjątkowo pyszny, bo robił go mój Pan Mąż.


A tak wygląda mój bigos po całym dniu delikatnego gotowania.


A czym jest wolnowar?

Wolnowar jest urządzeniem do wolnego gotowania w temperaturze poniżej 80º C. 
Nie doprowadza potraw do wrzenia, lecz zachowuje i pogłębia ich smak, bez straty istotnych składników odżywczych. Doskonale nadaje się do przygotowywania wszelkiego rodzaju potrawek, bigosów, klopsików, zrazów, gulaszów, zup -zwłaszcza rybnych, sosów - np. grzybowych czy bolognese oraz do duszenia mięs i ryb. Jest więc idealny do potraw, które wymagają długiego gotowania. 

Pięknego dnia, Kochani... :)


piątek, 5 grudnia 2014

Świąteczne smaki z dzieciństwa - pierogi...

Witam was Kochani po dość długiej przerwie.
Dzisiaj nie będzie nic o szyciu tylko o.... pierogach :)
Święta coraz bliżej... niby jeszcze jest czas, ale moje myśli powolutku biegną do tego magicznego dnia.
To już nie te czasy, kiedy na dłuuugo przed świętami zdobywało się dosłownie wszystko...
pomarańcze, mandarynki, orzechy "rzucali" w dobrych delikatesach...
Ustawiały się bardzo długie kolejki, aby te wszystkie smakołyki zdobyć.
Jakaż radość była, kiedy moja Babcia przychodziła do domu po wielu godzinach stania 
w "ogonkach" z pełnymi siatkami tych rarytasów.
I mówiła... Małgosiu, to tylko na święta...
Ślinka leciała i ze smutną minką odchodziłam i po nocach marzyłam, żeby jak najprędzej już były te święta.
Dzisiaj mamy wszystko... na co dzień... co kto chce...
Ale... są takie smaki, które do dzisiejszego dnia kojarzę tylko za świętami i ze wspaniałą, kresową kuchnią mojej Babuni.
Widzę Ją przy stolnicy, z jakim wdziękiem i w jakim ekspresowym tempie przyrządzałam ciasto na pierogi. Niestety, nigdy nie miałam czasu ani... chęci nauczyć się tych wszystkich pychotek od Niej...
Teraz bardzo tego żałuję i ciągle poszukuję przepisów, które są bardzo blisko tych moich smaków z dzieciństwa.
I wiecie co, udało mi się znaleźć i już od kilku lat robię ciasto na pierogi właśnie według tego jednego przepisu.

(zdjęcie pochodzi ze strony http://img1.stylowi.pl//images/items/o/201305/stylowi_pl_kuchnia_pierogi-z-krewetkami-gotowane-na-parze_7693793.jpg )

W naszym domu na święta były zawsze 2 rodzaje pierogów: 
z kapustą, tzw. postne oraz z grzybami do barszczu. 
Na co dzień były oczywiście ruskie pierogi z twarogiem i ziemniakami, z przysmażoną cebulką i obowiązkowo ze skwarkami.  Latem Babcia robiła pierogi z owocami...
Jestem pierogową panną i kocham je wszystkie.
Najważniejsze jest dobre ciasto.

Podam Wam Kochani przepis, który mam od lat z książki Pani Małgorzaty Caprari "Kuchnia kresowa". Sprawdzony i wyśmienity. Pierogi są elastyczne i nie rozklejają się podczas gotowania.
Porcja jest duuuuża.... :) 

CIASTO NA PIEROGI I:

1 kg mąki pszennej
1/2 szklanki gorącego i przegotowanego mleka
4 jajka
10 dag masła
2 łyżki kwaśnej śmietany
sól

Do michy przesiać mąkę ze szczyptą soli, wlać gorące mleko i dodać tłuszcz o temperaturze pokojowej.
Energicznie wyrobić. Ja wyrabiam ciasto w maszynie do chleba....
Dodać jajka i śmietanę i ciągle energicznie wyrabiać.
Należy kontrolować nasze ciasto i w miarę potrzeby dodać ciut mąki lub ciut mleka lub śmietany.

A potem już tylko wałkować, wykrawać kółka i nakładać ulubiony farsz.
Do gotującej się wody zawsze dodaję troszkę tłuszczu -  najlepiej oliwy.

Mam jeszcze inny przepis na ciasto pierogowe. Oba te przepisy wykorzystuję na zmianę.

CIASTO NA PIEROGI II:

1 kg mąki pszennej
3 łyżki oliwy lub oleju słonecznikowego
1/2 szklanki wrzącej wody - uwaga, może być ciut mniej
2-3 jajka
sól

Mąkę przesiać z solą, wysypać na stolnicę i dodać oliwę, wymieszać z mąką tępym nożem.
Następnie dolewać wrzątku. Ciasto ma być elastyczne i lśniące.
Uwaga: jajka wbijamy na końcu, kiedy ciasto ostygnie.
Ale jeśli macie maszynę do chleba, jak najbardziej można jej użyć nastawiając na funkcję szybkiego rozczynania ciasta.

I to wszystko :)

Życzę wspaniałego lepienia pierożków :)



poniedziałek, 6 października 2014

Co Koala zrobiła we wrześniu? Pierwsza Bożonarodzeniowa serweta - Gwiazda.

Witam Was Kochani po nieco dłuższej przerwie, ale...
jest.... skończona....
moja pierwsza serweta na święta...
A dlaczego tak prędko?
Ano dlatego, że to dla mnie najwyższy czas zabrać się za robienie świątecznych dekoracji.
Niestety, nie mam pomocników ( nie jestem Świętym Mikołajem ) 
i mam tylko dwie rączki -  szkoooda :)

CO MIKOŁAJ ROBI PRZEZ CAŁY ROK?  ( D. Graj) 

Od stycznia do kwietnia: 
Dmie na północy 
wiatr porywisty - 
Mikołaj czyta od dzieci listy. 

Od maja do sierpnia: 
Teraz na wielką rusza wyprawę; 
w sklepach, w hurtowniach 
szukać zabawek! 

Od września do października: 
Nie traci czasu 
i od tej pory 
ciągle pakuje 
prezenty w wory.


W tym roku będą królować serwety w kształcie gwiazdy. 
Mam wielką nadzieję, że przypadną Wam do gustu.
Tak jak już wcześniej pisałam, kilka projektów jest uszytych w 100% ręcznie.
I właśnie ta serweta, o wymiarach 60 cm x 60 cm jest w 100% hand made.
Aplikacje naszyłam tradycyjną techniką "needle turn". 
Każdy listek i kółeczko odrysowałam na tkaninie. 
Często wzór odrysowany kredką bardzo szybko znika po kilku dotknięciach, 
dlatego cały wzór przeszyłam bardzo luźnym ściegiem fastrygowym jasną nicią. 
Potem odpowiednio docięłam cały wzór zostawiając miejscami malutki zapas na podłożenie. 
W zaokrągleniach delikatnie poprzycinałam tkaninę, aby uniknąć marszczenia.
Tak gotowe motywy ułożyłam na wcześniej uszytym tle i kiedy już wszystko było na swoi miejscu, przyfastrygowałam je i zabrałam się za przyszywanie aplikacji.
Obliczyłam, że przygotowanie jednego listka, tzn. odrysowanie, przeszycie, docięcie i przyszycie do tkaniny zajęło mi ok. 50 min. 


Kiedy już całość przyszyłam, zabrakło mi... czerwieni. 
Postanowiłam więc doszyć cieniutką rameczkę.
A to wcale nie było takie proste, kiedy ciągle nie używałam maszyny. 
Nie muszę dodać, że moje palce są podziurawione jak sito... ciągle nie umiem używać naparstka i chyba odpuszczę sobie tą naukę.

Oczywiście teraz przyszła kolej na dopasowanie środka - tym razem wybrałam bardzo cieniutki wypełniacz -oraz dopasowany kolorystycznie spód.
Całość przeszyłam po ściegach kwadracików.
Dodatkowo obszyłam złotą nicią drobnym ściegiem każdy z elementów.

Ramka jednak nie zadowoliła mnie w 100%.
Czegoś mi brakowało.
Tak, złotej nici brakowało. Było jej za mało.
Kiedy zdecydowałam jak i gdzie, lekko się przeraziłam ilością czasu, jaki mi to zajmie.
Ale... to przecież ozdoba świąteczna. Co tam czas....


No.... i .....po wielu godzinach i dniach powstała pierwsza Gwiazda.
I muszę się Wam przyznać, że jestem zadowolona z efektu końcowego.
Tak właśnie miała wyglądać.

A teraz zabieram się za kolejne pomysły...

Do usłyszenia Kochani  :)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

" Spacerujące jeże " - crazy patchwork

Witam Was Kochani :
Dzisiaj chcę się podzielić z Wami moim kolejnym projektem. 
Na „tapecie” mój pierwszy CRAZY PATCHWORK.
Cóż to takiego? Jak jest definicja?
Crazy - czyli szalony, zwariowany :)
Zanim zabrałam się do tworzenia tego szalonego projektu, przyglądałam się, jak to robią inni.
Zasada jest w sumie prosta, zszywamy różnej wielkości i o dowolnym kształcie kawałeczki kontrastowych tkanin. Najważniejsze jest zastosowanie w szwach całej gamy ozdobnych ściegów. 
No i okazało się, że nie jestem aż tak szalona. Jednak lubię stonowane barwy tkanin i mimo wszystko symetrię. W crazy patchworku powinno się używać reszek, które zostają nam. 
Niestety, ja takowych nie mam. Staram się zawsze dokładnie obliczać ile potrzebuję materiału na dany projekt i bardzo dokładnie planuję wycinanie. 
Z resztek mogłabym co najwyżej zrobić aplikację oczka mrówki.
Tak więc, mój crazy patchwork powstał z zestawu tkanin zakupionych w cudownym sklepie w Amsterdamie. 

Poniższe zdjęcie pokazuje całość zszytą - zresztą ręcznie :)
   Ponieważ niektóre ozdobne ściegi mogą powodować marszczenie się tkaniny a tym samym zniekształcić gotowy wymiar, należy podłożyć dodatkową warstwę tkaniny - będzie to nasz stabilizator.
Aby było nam wygodnie szyć, całość zszyłam bardzo luźną i szeroką fastrygą.



Teraz pozostaje nam tylko wybrać ściegi, kolory nici i... czas zacząć prawdziwą zabawę.


Dodatkowo naszyłam jeszcze aplikację sówek :)
Powiem szczerze, że jest to bardzo pracochłonne... 
No i .... mam już dziurę w palcu... niestety, nie umiem używać naparstka. 


I jeszcze naszyłam jeżyki, śliczne i kochane maluszki.
Tak rzadko je widuję... a są takie pożyteczne. 


Długa drogą jeszcze przede mną, ale chyba będę zadowolona. 
Druga poszewka też jest już zszyta i czeka w kolejce na wykończenie. Oczywiście nie będzie identyczna, ale tkaniny pochodzą z tego samego zestawu.

Pozdrawiam Was Kochani i do usłyszenia....
-----------------------------------------------------------------
A to efekt po kilku dniach wyszywania.


Niby skończyłam. Powinnam tylko zszyć tył podusi.
Ale....
Aby sobie utrudnić, nie, inaczej, aby moja podusia była wyjątkowa, postanowiłam
dodać miękki środek i jeszcze całość przepikować. 
Oczywiście, ciągle szyję ręcznie.
Nie wiem, ile czasu mi to zajmie... przy tym projekcie nie liczę godzin spędzonych na tworzeniu.
Mam nadzieję, że będę zadowolona z końcowego efektu.


Do usłyszenia za kilka dni :*

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Szaleństwo Koali w Amsterdamie

Witam Was serdecznie po długiej przerwie.
Amsterdam - cudowne, wyjątkowe miasto. Tysiące przedziwnych rowerów, tysiące "innych" ludzi i tysiące nieurodziwych psiaków. Nikt się nie spieszy, wszyscy przemierzają ulice w zwolnionym tempie. 
Od samego rana panie i panowie w garniturach jadą do pracy na swoich rowerach. 
Inni, z psiakami w koszykach - mniejszych lub większych, a nawet w specjalnie zbudowanych dużych skrzyniach - jadą na wybiegi dla psów.


Cudowne domy, wąskie uliczki.... 



 Postanowiłam poszukać sklepu... wiadomo jakiego, prawda?
No i znalazłam...
Sklepik z zewnątrz wydawał się malutki, ale to co zobaczyłam w środku zachwyciło mnie.


Tysiące tkanin, tysiące kolorów i wzorów.
Nie mogłam się zupełnie opanować. Biegałam, zamiast spokojnie wszystko przejrzeć. 
Ale i tak wiedziałam doskonale jakie tkaniny zakupić. Uwielbiam całe zestawy, czyli 6-7 materiałów dopasowanych kolorystycznie z jednej firmy. Tego właśnie mi brakuje w naszych sklepach, niestety, tylko internetowych. Gdybym tylko mogła, chciałabym mieć taki właśnie sklepik. 
Muszę jeszcze dodać, że na piętrze właścicielka ma swoją pracownię. 
Marzenie....


Wyszłam z całą siatą tkanin, nici, igieł i nowym nożem do krojenia. 
Po rozpakowaniu, patrzyłam na nie, patrzyłam, patrzyłam, podziwiałam, składałam, rozkładałam i .... planowałam.
Po dekatyzacji wszystkich cudownych kawałeczków zabrałam się za szycie pierwszego projektu.


Pierwszy projekt, to kolejne sówki literówki. Tym razem całość szyję 100% ręcznie.
Zamiast wyciętych z tkaniny literek, postanowiłam je wyszyć ozdobnymi ściegami.
Do tego celu zakupiłam cieniowany, bawełniany kordonek nr 12.
Nigdy przedtem nie pracowałam z taką włóczką, zawsze używałam muliny. Ale wiecie co, od dzisiaj mulinę rzucam w kąt. 
Jak na razie wyszyte są 3 literki z sześciu.
Sówki pojadą do Rumunii, do maluszka, który dopiero się narodzi w listopadzie. 
Tata i Mama już wybrali imię - Stefan, po dziadku.
Kolorystyka jest żywsza, niż poprzednie moje sówki, ale w tamtych rejonach kochają takie barwy.
Pozostało mi jeszcze sporo pracy....


Po skończeniu sówek, zabieram się za swój pierwszy Crazy Patchwork... ale o tym
napiszę w następnym poście.

CAŁUSKI Kochani :*

Tadaaaam :)
Po kilku dniach "dłubania" zakończyłam sówki literówki dla małego Stefanka :)





Ruszam z kolejnym projektem :)

Do usłyszenia :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Kura, która marzyła by zostać podusią...


Witam Was Kochani w sobotnie popołudnie :)

Od samego rana chodziła za mną... kura :)
Tak wiem, kolejna...
Ostatnio jestem coraz bardziej pod wrażeniem tych ptaków...
No więc marzyła mi się taka kura, do której można się przytulić, czyli... podusia...
Miałam dzisiaj ambitne plany popracować w ogrodzie,
 ale ciągle myślałam o tej nieszczęsnej kurze...
Postanowiłam, że zrobię w ogrodzie tylko to, co najważniejsze...
czyli posadziłam małe cebulki czerwonej cebuli i posiałam kolejną partię rzodkiewki
i... szybko do rysowania.
Dobrałam odpowiednie tkaniny i systematycznie coś docinałam, doszywałam :)
Ponieważ Kura miała takie marzenie, żeby zostać podusią, jest dwustronna...
nie mogłam jej pozbawić ... bycia jednak... kurą... :)
Może ktoś będzie wolał na nią patrzeć z lewej strony?
Musicie uwierzyć mi na słowo... że jest... obustronna :) 
niestety zdjęcie drugiego boku wyszło mi nieostre
a ja nie mam cierpliwości do kolejnego ustawiania...
Możecie to sobie wyobrazić, że ja nie mam cierpliwości?
A jednak...


Kura - podusia ma wymiary 37cm x 37 cm bez dzioba i grzebienia.
No i czeka na kogoś, kto ją pokocha i będzie się do niej tulił :)

Do usłyszenia :) :) :)

Aniołek Kasia z Kociakiem - lala

Dzień dobry Kochani :)
Tak bardzo spieszyłam się z wysyłką lali, że zupełnie
zapomniałam o umieszczeniu zdjęć tu, na blogu...

To było bardzo konkretne zamówienie...
Lala, koniecznie ze skrzydełkami, w sukience pomarańczowej i z kotem na kolanach.
Przyznam się Wam, że w swojej kolekcji tkanin nie miałam nic w tym kolorze.
Tak więc poszperałam w moim ulubionym sklepie z tkaninami patchworkowymi
i znalazłam. Wysłałam zdjęcie do Kasi do akceptacji i... za dwa dni miałam już tkaninki.
No i powstała.... lala Aniołek :)
Cała w pomarańczach.... :)
A kocur pasował mi tylko w kolorze czekolady....
no i wiadomo... pazurki, wąsy, oczy w pomarańczach :)


Mam informację od Kasi, że Aniołek z kociakiem 
dumnie siedzą sobie na łóżku w sypialni :)
A Kasia jest przeszczęśliwa z Aniołka... :)
I to jest najważniejsze dla mnie.

CAŁUSKI i do usłyszenia :* 


sobota, 5 kwietnia 2014

" Zielona herbata z nutką malinową " - podkładki herbaciane...

Dzień dobry, witam Was serdecznie w cudną sobotę...
Słońce świeci, niebo niebieskie bez chmurki :)
Ale... jeszcze jest chłodno.
Dlatego postanowiłam przed pójściem do ogrodu skończyć wczorajszy projekt.
Wymarzyła mi się filiżanka... a potem doszły kwiatki :)
 Czasami lubię wypić pyszną, kwiatową herbatkę... zapach roznosi się
po całym domu... i koniecznie w pięknej filiżance...
A teraz wyobraźcie sobie do tego duetu jeszcze...
"herbacianą" podkładkę...

Serweteczki mają wymiar 26 cm x 26 cm.
Nie pikowałam tych podkładek drobniutko...
nie chciałam za bardzo "zamieszać" w tej kompozycji...
Wydaje mi się, że tak jest dobrze i proporcje są zachowane.


Podkładki czekają na nowego właściciela, który kocha picie pysznych herbatek 
w pięknych filiżankach na wyjątkowych podkładkach :)

CAŁUSKI i do usłyszenia :)

niedziela, 30 marca 2014

Aaa, Kotki Dwa....

Witam serdecznie i słonecznie w niedzielne popołudnie...
Myślałam, że skorzystam dzisiaj z pięknego słońca i może troszkę
pogrzebię w ogrodzie, ale...
jeśli mam "wenę" do szycia, to muszę to wykorzystać...
Cóż mam napisać o dzisiejszej pracy...
Kiedyś, gdzieś widziałam, bardzo mi się spodobały i zamarzyłam, 
żeby podobne uszyć...
No i dzisiaj nadszedł właśnie czas na realizację...


Kociaki mają wymiar 26 cm x 28 cm...
Mogłam jeszcze ozdobić je np. kokardką, 
ale najbardziej lubię proste formy...
A co zrobić z taką ozdobą?
No cóż, tak jak nasze kochane sierściuchy tak i te,
uwielbiają wylegiwać się na półce, na szafce nocnej, przy telewizorze,
przy komputerze, przy lustrze... wszędzie...
tam gdzie my, tam i kociaki... :)


Mam nadzieję, że się Wam spodobały i że ktoś z Was 
je chętnie przygarnie ofiarowując nowy domek... 

Całuski Kochani i do usłyszenia...

sobota, 29 marca 2014

" Liście Elfów " - podkładki deserowe

Witam Was wszystkich bardzo wiosennie :)
Dzisiaj pragnę pokazać podkładki w kształcie... liścia :)
Ten pomysł wpadł mi do głowy, kiedy przyszły do mnie tkaniny batikowe.
Musiałam to przemyśleć, przespać się i wczoraj zaczęłam je
kroić a dzisiaj je przepikowałam.
Są bardzo wyjątkowe, oryginalne 
i niepowtarzalne... :)
Powstały tylko dwie pary....
Poniżej wersja w turkusie przymglonym...


A tu... w promieniach słońca dokładnie widać pikowanie...
Użyłam do tego celu przepiękne japońskie nici cieniowane metalizujące ze srebrem...
Osoby, które próbowały szycia tymi nićmi dokładnie wiedzą, jakie to jest
wyzwanie...
Ale inne nici nie pasowały mi do tego projektu...


Kolejna para w brązach z turkusowymi liśćmi....


Tak sobie wymyśliłam, że można je połączyć...
Według mnie idealnie pasują...
Te wyjątkowo eleganckie podkładki deserowe,
będą piękną ozdobą każdego stołu...


I co o nich sądzicie?
Chętnym do nabycia tych podkładek udzielę wszelkich niezbędnych informacji :)

Pozdrawiam i do usłyszenia :)

piątek, 21 marca 2014

Z czego tworzę....

A teraz parę słów o tkaninach...

Ostatnio, ktoś skomentował, że to są fajne pomysły na ... wykorzystanie resztek...
I powiem szczerze, zrobiło mi się bardzo przykro...
Ale rozumiem, nie wszyscy muszą wiedzieć, jak i z czego tworzy się współczesne patchworki...
Kiedyś, owszem, powstawały z resztek, ale to było kiedyś...
Dzisiaj, patchwork traktowany jest jako dzieło sztuki...
Jest grupa artystów, którzy tworzą unikatowe kolekcje tkanin...
Są to wielkie nazwiska, zapaleńcy zakochani w w tej sztuce...
Zakochałam się w tych tkaninach będąc w USA, głównie na Alasce zobaczyłam 
jakie piękne mogą być " zwyczajne szmatki bawełniane "

Tak więc ja, każdy nawet najmniejszy skrawek materiału kupuję...
i to nie są wcale małe pieniądze... cenowo, 
w granicach 40 - 50 zł za yard... uwaga... yard... to nie jest metr...
to o wiele mniej : 1 yard = 91,44 cm a i szerokość jest mała, bo wynosi od 106 cm do 112 cm, 
w zależności od firmy, która produkuje tkaninę....
Dla porównania, polskie bawełny mają szerokość 140 -150 cm i kosztują 24-28 zł za metr....
Nie chcę się powtarzać, ale chyba jednak muszę...
Moje tkaniny kupuję ze sklepów, które sprowadzają tkaniny głównie z USA...
Takich sklepów, na poziomie są .... 4 - cztery w Polsce...
To o czymś świadczy...
Wiadomo, że patchwork nie istnieje bez połączenia kilku kolorów, wzorów, 
które muszą ze sobą współgrać....
Dlatego sklepy oferują zestawy tkanin o zróżnicowanych barwach,
ale o podobnych odcieniach i ciepłocie.
I dlatego ja zamawiam właśnie takie zestawy tkanin, 
bo to one mnie inspirują do uszycia... "czegoś".
A teraz dla przykładu, jakie kawałeczki kupuję.
Wszystko ma oczywiście angielską swoją nazwę:

mini charm pack -  42 kawałeczki o wymiarach ok. 6 cm x 6 cm
charm pack - 40 kawałeczków o wymiarach ok. 12 cm x 12 cm 
layer cake - 43 kawałeczki o wymiarach ok. 25 cm x 25 cm 
fat quarter - jeden kawałek o wymiarach 50 cm x 55 cm
jelly roll - 43 paseczki o wymiarach ok. 6 cm x 112 cm
dessert roll -20 pasków o wymiarach  ok. 12,5 cm x 112 cm 
To tak w skrócie... o moich...  złotych "szmatkach"...

A to jeszcze nie koniec... do tego musi być wypełniacz, czyli środkowa warstwa patchworku i tył...
wielobarwne nici jedwabne i bawełniane...
ale to jeszcze inna historia...
CAŁUSKI Kochani i do usłyszenia :)



" W pogoni za złotym jajem " - serwetki

Witam Was Kochani wiosennie :)
Ach, jak ja czekałam na takie powitanie...
wiosenka do nas zawitała ... 
Powitałam ją bardzo pracowicie... sianie pomidorków do szklarni i sianie pierwszej sałaty...
mniam...
A najważniejsze, nawiezione pastwisko dla naszych urwisów - koników :)
Ale, ale... miałam też czas na stworzenie czegoś... "śmiesznego"


Super Kura w pogoni za .... złotym jajem :)
Serwetka ma wymiary 33 cm x 33 cm...
Taka "samotna" będzie super dekoracją każdego stołu...
Wymiar akurat... nie za mała i nie za duża...


 Oczywiście pikowanie dopełniło całość :)


Doszyłam dzisiaj jeszcze jedną kurkę... z innymi ramkami... troszkę inny układ...
i jest ciut większa 34 cm x 34 cm



Jak ja kocham to pikowanie... bąbelki albo kamyczki albo jajeczka...
jak kto woli...


A tak prezentują się dwie serwety ... niby prawie takie same, ale... 
prawie, robi różnicę...


Do usłyszenia... :)


sobota, 15 marca 2014

"Czas na herbatkę" - króliczki i nie tylko - podkładki...

Dzień dobry w sobotę... :)
Wieje, leje... a ja szyję... :)
Dzisiaj powstała wariacja królików w kubeczkach...
W oryginale były to łapki, ale moja Przyjaciółka Dorotka chciała
takie podkładki...
Uważam, że to był znakomity pomysł...
Sami zobaczcie :)
Podkładki mają wymiar 26 cm x 26 cm....


I troszkę bliżej...


Kolejna wariacja na temat... "zawartości" kubeczka ...
Ten sam wymiar, inna kolorystyka i zamiast króliczka skromny kwiatek...



A to kolejna wersja podkładek w innych kolorkach :)


Całuski :* i do usłysznia :)

środa, 12 marca 2014

Żółciutkie malutkie kurczaczki pulchniutkie....

Witam Was Kochani...
dzisiaj powstały kolejne kurczaki, tym razem w typowych kolorkach...
żółciutkie i tłuściutkie :)

A taki oto wierszyk znalazłam...

"KURCZAK I KURKA"Był sobie kiedyś malutki kurczaczek.
który uwielbiał jeść maczek.
Pewnego dnia poszedł nad rzeczkę,
a tam zobaczył śliczną kureczkę.
Mały kurczaczek chciał się popisać i zrobił sześć pompek, 
przy siódmej już dyszał.
Kura się bardzo przy tym uśmiała 
i na grzędę odleciała.
Kurczaczek biedaczek ze smutną minką
już nie uganiał się za żadną dziewczynką.
__________________________________________________
Na wszelki wypadek zrobiłam dwa kurczaczki, 
żeby biedaki nie musiały robić tych pompek...


A tu w towarzystwie żółciutkich króliczków...


A przy okazji jeszcze poniżej wielkanocny zestawik, 
który już jest w samolocie do USA...


Pozdrawiam Was już wiosennie i do usłyszenia :)

wtorek, 11 marca 2014

Kurki, kurki do domu...

Dobry wieczór wtorkowo...
Dzisiaj przyszły nowe tkaninki... i kiedy rozłożyłam je, od razy wiedziałam, 
że będą to właśnie takie śmieszne kurki...
Nie muszę już Wam chyba mówić, że kiedy je uszyłam, uśmiech
nie schodził mi z twarzy... rozbawiły mnie prawie do łez...
zwłaszcza te dłuuuugie wiszące nogi :)


Tu sobie zasiadły dostojnie na półce...
Są całkiem spore... o podstawy 15 cm, w głąb 15 cm i do góry... 14 cm...
Coś mi się wydaję, że powstaną też w innych kolorkach...


Całuski i do usłyszenia :)