poniedziałek, 25 sierpnia 2014

" Spacerujące jeże " - crazy patchwork

Witam Was Kochani :
Dzisiaj chcę się podzielić z Wami moim kolejnym projektem. 
Na „tapecie” mój pierwszy CRAZY PATCHWORK.
Cóż to takiego? Jak jest definicja?
Crazy - czyli szalony, zwariowany :)
Zanim zabrałam się do tworzenia tego szalonego projektu, przyglądałam się, jak to robią inni.
Zasada jest w sumie prosta, zszywamy różnej wielkości i o dowolnym kształcie kawałeczki kontrastowych tkanin. Najważniejsze jest zastosowanie w szwach całej gamy ozdobnych ściegów. 
No i okazało się, że nie jestem aż tak szalona. Jednak lubię stonowane barwy tkanin i mimo wszystko symetrię. W crazy patchworku powinno się używać reszek, które zostają nam. 
Niestety, ja takowych nie mam. Staram się zawsze dokładnie obliczać ile potrzebuję materiału na dany projekt i bardzo dokładnie planuję wycinanie. 
Z resztek mogłabym co najwyżej zrobić aplikację oczka mrówki.
Tak więc, mój crazy patchwork powstał z zestawu tkanin zakupionych w cudownym sklepie w Amsterdamie. 

Poniższe zdjęcie pokazuje całość zszytą - zresztą ręcznie :)
   Ponieważ niektóre ozdobne ściegi mogą powodować marszczenie się tkaniny a tym samym zniekształcić gotowy wymiar, należy podłożyć dodatkową warstwę tkaniny - będzie to nasz stabilizator.
Aby było nam wygodnie szyć, całość zszyłam bardzo luźną i szeroką fastrygą.



Teraz pozostaje nam tylko wybrać ściegi, kolory nici i... czas zacząć prawdziwą zabawę.


Dodatkowo naszyłam jeszcze aplikację sówek :)
Powiem szczerze, że jest to bardzo pracochłonne... 
No i .... mam już dziurę w palcu... niestety, nie umiem używać naparstka. 


I jeszcze naszyłam jeżyki, śliczne i kochane maluszki.
Tak rzadko je widuję... a są takie pożyteczne. 


Długa drogą jeszcze przede mną, ale chyba będę zadowolona. 
Druga poszewka też jest już zszyta i czeka w kolejce na wykończenie. Oczywiście nie będzie identyczna, ale tkaniny pochodzą z tego samego zestawu.

Pozdrawiam Was Kochani i do usłyszenia....
-----------------------------------------------------------------
A to efekt po kilku dniach wyszywania.


Niby skończyłam. Powinnam tylko zszyć tył podusi.
Ale....
Aby sobie utrudnić, nie, inaczej, aby moja podusia była wyjątkowa, postanowiłam
dodać miękki środek i jeszcze całość przepikować. 
Oczywiście, ciągle szyję ręcznie.
Nie wiem, ile czasu mi to zajmie... przy tym projekcie nie liczę godzin spędzonych na tworzeniu.
Mam nadzieję, że będę zadowolona z końcowego efektu.


Do usłyszenia za kilka dni :*

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Szaleństwo Koali w Amsterdamie

Witam Was serdecznie po długiej przerwie.
Amsterdam - cudowne, wyjątkowe miasto. Tysiące przedziwnych rowerów, tysiące "innych" ludzi i tysiące nieurodziwych psiaków. Nikt się nie spieszy, wszyscy przemierzają ulice w zwolnionym tempie. 
Od samego rana panie i panowie w garniturach jadą do pracy na swoich rowerach. 
Inni, z psiakami w koszykach - mniejszych lub większych, a nawet w specjalnie zbudowanych dużych skrzyniach - jadą na wybiegi dla psów.


Cudowne domy, wąskie uliczki.... 



 Postanowiłam poszukać sklepu... wiadomo jakiego, prawda?
No i znalazłam...
Sklepik z zewnątrz wydawał się malutki, ale to co zobaczyłam w środku zachwyciło mnie.


Tysiące tkanin, tysiące kolorów i wzorów.
Nie mogłam się zupełnie opanować. Biegałam, zamiast spokojnie wszystko przejrzeć. 
Ale i tak wiedziałam doskonale jakie tkaniny zakupić. Uwielbiam całe zestawy, czyli 6-7 materiałów dopasowanych kolorystycznie z jednej firmy. Tego właśnie mi brakuje w naszych sklepach, niestety, tylko internetowych. Gdybym tylko mogła, chciałabym mieć taki właśnie sklepik. 
Muszę jeszcze dodać, że na piętrze właścicielka ma swoją pracownię. 
Marzenie....


Wyszłam z całą siatą tkanin, nici, igieł i nowym nożem do krojenia. 
Po rozpakowaniu, patrzyłam na nie, patrzyłam, patrzyłam, podziwiałam, składałam, rozkładałam i .... planowałam.
Po dekatyzacji wszystkich cudownych kawałeczków zabrałam się za szycie pierwszego projektu.


Pierwszy projekt, to kolejne sówki literówki. Tym razem całość szyję 100% ręcznie.
Zamiast wyciętych z tkaniny literek, postanowiłam je wyszyć ozdobnymi ściegami.
Do tego celu zakupiłam cieniowany, bawełniany kordonek nr 12.
Nigdy przedtem nie pracowałam z taką włóczką, zawsze używałam muliny. Ale wiecie co, od dzisiaj mulinę rzucam w kąt. 
Jak na razie wyszyte są 3 literki z sześciu.
Sówki pojadą do Rumunii, do maluszka, który dopiero się narodzi w listopadzie. 
Tata i Mama już wybrali imię - Stefan, po dziadku.
Kolorystyka jest żywsza, niż poprzednie moje sówki, ale w tamtych rejonach kochają takie barwy.
Pozostało mi jeszcze sporo pracy....


Po skończeniu sówek, zabieram się za swój pierwszy Crazy Patchwork... ale o tym
napiszę w następnym poście.

CAŁUSKI Kochani :*

Tadaaaam :)
Po kilku dniach "dłubania" zakończyłam sówki literówki dla małego Stefanka :)





Ruszam z kolejnym projektem :)

Do usłyszenia :)