niedziela, 27 grudnia 2015

Polarowa narzuta dla dziewczynki - "Abecadło"...

Dwa posty tego samego dnia? A jednak :)
Po nieudanym doświadczeniu z rag quiltem postanowiłam
poprawić sobie nastrój i uszyć narzutę dla dziewczynki z polaru.
Nie wiem dlaczego, ale w naszych sklepach dostać ładny polar to też jest wielki problem. 
Ale udało się... zależało mi na jednobarwnym polarze na wierzch a na spód 
w kropeczki. Nawet takie były... aczkolwiek na zdjęciach odcienie bieli
różniły się. Tak więc przed zamówieniem postanowiłam zadzwonić do sklepu
i dowiedzieć się wszystkiego. Niestety, pan który odebrał telefon nie mówił
dobrze po polsku, chociaż wydawało się, że sklep jest dedykowany Polakom :)
  Została mi tylko intuicja...na szczęście, kiedy tkaniny
dotarły okazało się, że biel jest bielą właściwą :)
Projekt miałam już gotowy i po wypraniu od razu zabrałam się za pracę.
A w zasadzie obie zabrałyśmy się za żmudną pracę - ja i moja maszyna :)
Na każdym kwadracie jest aplikacja - kolejna literka alfabetu, czyli 26 literek.
A ponieważ narzuta składa się z 30 kwadratów, to w każdym roku dodatkowo
naszyłam aplikacje 4 zwierzaków: misia, wieloryba, tygrysa i motylka :)


Jak na razie zajęło mi to jakieś... 3 dni po 8-10 godzin.
Ale to jeszcze nie koniec.


Teraz muszę połączyć 2 warstwy. Nie dam trzeciej środkowej, ponieważ
i tak narzuta jest już dość gruba, puchata i bardzo będzie ciepła.
Nie napisałam jeszcze, że postanowiłam ( przedyskutowaliśmy to razem z Kubą), 
że moją prawą stroną będzie... lewa strona polaru. Dobre co?
Spytacie pewnie dlaczego? 
Otóż jak wszyscy wiemy, polar ma bardzo charakterystyczne zmechacenie
na swojej prawej stronie. Oczami wyobraźni zobaczyłam, że kiedy
naszyłabym aplikacje, panowałby wielki "bałagan"... a ja chciałam,
żeby ta narzuta wyglądała idealnie, perfekcyjnie, żeby była mięciutka, cieplutka,
delikatna i elegancka. I na lewej stronie właśnie tak jest.
Tył natomiast będzie już puchaty, bo będzie piękny sam w sobie, bez aplikacji.
Zastanawiałam się również nad rodzajem pikowania.
Postanowiłam, że kwadraty obszyję ściegiem brzegowym, który jest
bardzo piękny w mojej maszynie. Używam go bardzo często do obszywania
aplikacji, ale wtedy ustawiam na bardzo drobny ścieg. Tutaj wykorzystam ten ścieg całkiem spory.
Tak więc tył będzie puchaty, biały ( a nie jak zakładałam na początku różowy w białe kropeczki )... 
całość będzie przepikowana, rogi zaokrąglę 
i obszyję pliską z puchatej strony białego polaru :)
Tak właśnie będzie :)
Może jutro zabiorę się za wykończenie tej całkiem sporej narzutki
jak dla maluszka - 95 x 120 cm.


Oczywiście pochwalę się efektem końcowym :)

CAŁUSKI i do usłyszenia :*

Tak jak obiecałam, kocyk zakończony :)
A do kocyka jeszcze doszyłam słodziaka - króliczka :)










Moje pierwsze doświadczenia z "rag quilt-em"...


Witam Was Kochani...
Koniec świąt, człek czuje się potwornie zmęczony...
Ale czym zmęczony? A no jedzeniem i nic-nierobieniem... :)
Tak więc dzisiaj po bardzo leniwym przedpołudniem postanowiłam jednak
coś zrobić... napisać o mojej przygodzie z rag quilt-em...
Przez kilka lat nosiłam się z zamiarem uszycia takiego i sprawdzenie, 
jak to faktycznie z nim jest. 
Czy jest taki miękki i delikatny, jak go reklamują?
Udało mi się znaleźć w necie odpowiednia tkaninę. Powinna to być flanela...
I tu pierwszy problem, ponieważ w naszych polskich sklepach wybór flanel jest prawie zerowy.
A na koniec okazało się, że.... ale to na koniec...
Po zakupie (kiedy tkaniny przyszły już czułam, że będzie to niewypał) zabrałam się
za krojenie. Całkiem sprawnie mi to poszło... 
W tym patchworku nie szyjemy najpierw pierwszej warstwy a potem całość składamy w "sandwich", tylko każdy kwadracik traktujemy jako osobną "kanapkę, a potem dopiero zszywamy je rzędami tworząc całą narzutę. Oczywiście najważniejsze w nim są widoczne, pozostawione na wierzchniej warstwie zszyte brzegi. 
Kiedy mamy już połączone wszystkie kwadraty, zabieramy się
za przycinanie brzegów końcówkami bardzo ostrych nożyczek w głąb szwu na ok. 1cm...
trzeba bardzo uważać, żeby nie przeciąć zszycia kwadracików...
I to w zasadzie koniec szycia. 
Najważniejsze jednak w tym wzorze jest to, że pocięte brzegi muszą się zmechacić... powinny
tworzyć mięciutkie wykończenie każdego kwadracika...
Trzeba więc naszą narzutkę wyprać z dodatkiem zmiękczacza i...  
- to jest najważniejsze - wysuszyć w suszarce.
W USA suszarka jest w każdym domu, ale u nas niekoniecznie.
W mojej pralce owszem, jest funkcja suszenia, ale szczerze... chyba tylko raz 
jej użyłam. 
No, ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B...
 Trwało to jakieś... 30 minut i narzutka była sucha.
Ale to, co się działo w pralce... nie da się tego opisać.
Byłam załamana, cała pralka była pełna drobniutkich nitek i pyłu.
Niestety, to co się miało ładnie zmechacić, jeszcze się nie zmechaciło.
Zresztą panie, które szyją takie narzutki w USA zalecały, aby tą czynność powtórzyć 2-3 razy.
No to jeszcze raz delikatnie wyprałam ( cykl 15 min) i wysuszyłam.
Zamknęłam pralkę, żeby nie widzieć tego, co jest w środku 
i bardzo dokładnie przyglądałam się narzucie.
No i totalna załamka... nie tak miało to wyglądać...
po pierwsze, jak wspomniałam na początku - jakość naszej polskiej
flaneli jest potworna. Po dwóch praniach wyglądała tak,  jak... przepraszam - szmata...
W zasadzie od nowości tak wyglądała, ale łudziłam się, 
że po uszyciu będzie lepiej.
Niestety, wygląda jak wygląda... koszmarnie brzydko.
Wyleczyłam się na dobre z tego typu narzuty.
Dodatkowo przez następne dwa dni czyściłam pralkę...
Mimo wszystko postanowiłam zrobić zdjęcia i podzielić się z Wami
moimi doświadczeniami...



A tak wygląda tył narzuty...


Jeśli macie własne doświadczenia z szyciem rag quiltu piszcie, 
może macie inne sposoby...

CAŁUSKI i do usłyszenia... :*

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Pierwszy kiermasz w naszej gminie Szemud...


Ufff... wczoraj odbył się kiermasz, na który długo czekałam i na który bardzo długo się przygotowywałam...
Pomyślicie sobie pewnie, co to takiego wielkiego ten kiermasz.
Dla mnie tak, ponieważ tego właśnie dnia pierwszy raz pokazałam na żywo i podpisałam się pod moimi pracami. Był to bardzo ważny dzień, ponieważ zaczęłam nowy rozdział w pracy...
nowej pracy...
i był to też wielki sprawdzian dla mnie, czy to co robię, ma sens...
I wiecie co, ma sens :) 
Jestem uskrzydlona i naładowana energią...
A tak prezentowało się moje małe stoisko :)




W całym ferworze pracy nie wrzucałam na tą stronkę zdjęć z pracami... 
zwyczajnie nie miałam na to czasu, tak więc teraz to czynię, chociaż kilka...








...no, a teraz mogę zabrać za porządki świąteczne, zakupy, przygotowania i na realizację
nowych projektów, które mam już w głowie...
CAŁUSKI Kochani :*