niedziela, 22 września 2013

Mikołaje, gwiazdki... pierwsze inspiracje...


Mikołaje, gwiazdki, choinki, wianuszki, buciki na prezenty… jak to wszystko … uskrzydla… jak to wszystko sprawia, że staję się bardziej… romantyczna…
Dopiero jesień się zaczyna a ja już jestem w świątecznych klimatach.
Zaczęłam szycie wcześniej, bo mam bardzo dużo do zrobienia 
a nie chcę tego wszystkiego zostawiać na ostatnią chwilę. 
Zresztą, wykorzystuje jeszcze w miarę długi dzień. 
Szycie przy sztucznym świetle bardzo męczy moje i tak już strudzone oczy.
Zainspirowały mnie nowe tkaniny, które przez przypadek zobaczyłam w sklepie.
Natychmiast je zamówiłam i kiedy tylko "przyleciały" do mnie, zabrałam się za tworzenie.
Kilka pomysłów miałam już wcześniej w głowie, ale musiałam wszystko obliczyć, rozrysować...
I tak...


Pierwszy blok gotowy... tylko zszyte paseczki... do końca jeszcze bardzo daleko.
Muszę zdecydować, czy będą to małe serweteczki, czy bieżnik...
Kiedy to nastąpi, zrobię z tego "sandwitch" i przepikuję złotą nicią kontury choinki i każdy paseczek...
To na razie pomysł...
A dalej...


... no właśnie... może to będzie bieżnik?
Zobaczymy ....


Tym razem dzielnie i wytrwale towarzyszy mi nasz pierwszy, ukochany kocurek ... Kubuś...
A na "tapecie" składam bieżnik dla Przyjaciółki ...
Nazwałam go " Christina's Christmas Dream....


Odmierzanie, liczenie, dopasowywanie do konkretnego wymiaru...
Wszystko żyje z minuty na minutę. 
Nie miałam konkretnego projektu, tak jak czuję, tak kroję i zszywam.
I to właśnie kocham w patchworku...


Wszystko poskładane...
Teraz pozostaje dołączyć tylko środek i spód tworząc tzw. "kanapkę" i przepikować każdy paseczek i wszystkie kontury choinek, prezentów, kokardek... oczywiście złotą, metaliczną nicią... 
Paseczki pikuję zwykłym ściegiem, natomiast kontury rysunków tzw. free motion. 
Tzn. opuszczam ząbki maszyny w dół, szcieg na zero i przesuwam materiał w dowolnym tempie i w dowolnym kierunku... Wamaga to trochę treningu i wprawy. 
Po kilkudziesięciu godzinach takiego szycia, nie sprawia to już najmniejszego problemu.
Ponieważ dzisiaj domem zajął się mój Kochany mąż Kuba, miałam spokojną głowę i ...
 ...nastepny projekt zaczęty....
A na margnesie, Kuba zrobił dzisiaj znakomity obiad - kanie a la "schabowy"..
Znakomitość, rarytas i pychotka... 
Znamy kanie bardzo dobrze, tak więc nie martwcie się, 
jutro też powiem Wam dzień dobry na facebooku.


Tym razem będzie to bieżnik z mikołajem złożonym z aplikacji.
Na razie wszystkie elementy przygotowałam, muszę zdecydować o ostatecznych wymiarach...
No i zacznie się... zabawa...
Każdy drobiazg przyszyć specjalnym quiltowym ściegiem, dopasowaną kolorystycznie nicią...

To tyle na dzisiaj...
Każdym skończonym bieżnikim oczywiście, pochwalę się...

CAŁUSKI Kochani...





środa, 4 września 2013

Sowy "literówki"...

To właśnie, cała ja... tysiąc pomysłów na minutę...
Miałam dokończyć podkładki obiadowe w paseczki a przyszedł pomysł na ... sowy...
sowy "literówki"... dla maluszka, który przyjdzie na świat w grudniu... 
i natychmiast zabrałam się za pracę.
Wiedziałam, że przyszłej mamie Jasia podobają się paseczki biało - granatowe i kropeczki w tych samych kolorach. Czyli będą to sówki w marynarskich  kubraczkach.
No i zaczęłam od...


wycinania szablonu tułowia, brzuszka i literek.
Brzuszek i literki naprasowałam na tkaninę przy pomocy specjalnej 
cieniutkiej fizelinki dwustonnie klejonej.



Wycięłam aplikacje i zabrałam się za dodatkowe przeszycie, aby mieć pewność, 
że aplikacje będą się dobrze trzymały.
Wybrałam odpowiednie guziczki - oczka sówki i przyszyłam je.



Po przeszyciu aplikacji i przyszyciu oczek zszyłam tył i przód każdej sówki zostawiając tylko małe 
"okienko", aby wypchać sówki miękkim wypełniaczem.


Uformowałam nosek i przymocowałam razem z tyłem sówki.
Pozostało tylko uzupełnić całość miękkimi kuleczkami tak, 
aby wyeksponować uszy i pękate brzuszki.
Na koniec zszyłam niewidzialnym ściegiem okienko, przez które wkładałam wypełniacz 
i przeciągnęłam tasiemkę. 
Ta dam... sówki dla Jasia gotowe...


CAŁUSKI Kochani ...

Godzina 21:30

Kochani, ten wierszyk napisała moja Przyjaciółka z FB Róża Kaczmarek <3 
Bardzo Ci dziękuję Kochana. CAŁUSKI <3 

"A kiedy dochodzisz do tego, 
że Twoje ręce mogą stworzyć coś pięknego, 
to materiał bierzesz w dłonie,
delikatnie przesuwasz palcami, 
układasz kolorami.
Aż tu nagle wyczarowałaś sowy z niebieskimi oczami.
Kubraczki w paseczki mają, jak marynarze wyglądają.
Cudownie mieć takie ręce co czarują,
czarują pięknie i coraz wiecej."


niedziela, 1 września 2013

Paseczki, paseczki...


Kolejne wyzwanie… paseczkowe.
Uwielbiam tą formę w quilcie. Nie tylko ja… moja Przyjaciółka Dorotka też.
Będą to podkładki obiadowe w technice tzw. Log Cabin - jest to konstrukcja o różnych 
kombinacjach z pasków materiału.
Udało mi się dopasować tkaniny idealnie. 
Część już miałam w swoich zapasach a część dokupiłam. 



Dlaczego wyzwanie? Ponieważ całość musi być wykonana bardzo precyzyjnie.
Zaczynam od pocięcia tkanin specjalnym nożem krążkowym 
na paseczki o szerokości 1 cala = 2.54 cm. 



I zaczynam naszywać od środkowego prostokąta w odpowiedniej kolejności, paseczek, po paseczku. Aby na koniec pracy nie okazało się, że nasz "blok" jest zwichrowany, 
przed naszyciem paska zaznaczam linię szycia. 
Po każdym okrążeniu "traktuję" uszyte już paseczki krochmalem w sprayu
 i prasuję szwy rozkładając je.
Również po każdym okrążeniu dokładnie sprawdzam, czy wszystkie wymiary są prawidłowe. 
Tu nie może być przesunięcia nawet o 1mm. 
Jeśli jest coś nie tak, trzeba to koniecznie skorygować.



Parę uwag odnośnie prasowania.
Prasując, staramy się nie naciągać materiału, należy dociskać żelazko do tkaniny a nie przesuwać w różnych kierunkach. W ten sposób prasujemy wszystkie wyroby patchworkowe. 
I uwaga na temperaturę żelazka!
Moje patchworki są wykonywane z różnego rodzaju nici. 
Wszystkie elementy zszywam nićmi bawełnianymi. 
Natomiast pikowanie wykonuję nićmi jedwabnymi i nylonowymi. 
Dlatego żelazko nie może być bardzo gorące. 
I kolejna zasada, prasujemy na lewej stronie lub na prawej, ale przez zwilżoną szmatkę.

 całość już zszyta...

lewa strona - dokładnie przeprasowane szwy...

A do końca... jeszcze daleko...
To jest dopiero zszyta pierwsza z czterech podkładek.
Potem zostaje jeszcze pikowanie. 
W tym wypadku nie może być nic innego, jak tylko pikowanie "in the ditch", czyli szycie "po szwie".
Oczywiście na koniec trzeba doszycie lamówkę, która uwieńczy dzieło.
Jest to również pracochłonne, ponieważ tylko jedną stronę przyszywam maszynowo.
Drugą podszywam już ręcznie. Próbowałam sobie kiedyś to ułatwić i użyć maszyny, ale nie byłam zadowolana z ostatecznego efetku. 

A to moja Kochana towarzyszka "szycia" - Czwóreczka.
Grzecznie obserwuje, co pańcia "modzi".


Na dzisiaj to już koniec, ale mam nadzieję, że za dwa, trzy dni 
pokażę Wam zakończone paseczkowe dzieło...
Całuski...

Niestety, tamte paseczki odleciały, zanim zdążyłam im zrobić zdjęcie.
Ale już są następne - "Wspomnienie wiosny..." .
Jak ja kocham te paseczki...
Oto one:



A tak przy okazji, ta deseczka na środku to dzieło mojego Kochanego Kubusia.
Piękna....