niedziela, 13 października 2013

"Klimaciarskie" naleśniki Koali

Witam Was Kochani...
Jesienna niedziela... sprawiła, że przypomniałam sobie, jak bardzo długo szukałam właściwego i ukochanego smaku  naleśników. Niby takie proste, niby takie zwyczajne, ale wiele lat poszukiwałam...
Pamiętam dokładnie, że jako dzieciak gdzieś, kiedyś u kogoś jadłam naleśniki o niebiańskim smaku.
Byłam zachwycona, wniebowzięta i jadłam, jadłam, jadłam 
starając się dokładnie zapamiętać ten smak.
Po powrocie natychmiast zdałam dokładną relację mojej kochanej Babci 
a Ona dosłownie w tej samej chwila zabrała się za przyrządzanie ich według moich... wskazówek. Smażyła je i czekała z poważną miną  na moją opinię... Niestety, nie były one takie, jak bym chciała. 
Babunia znakomicie i pysznie gotowała, ale do naleśników chyba nie miała cierpliwości, 
albo moje wskazówki były byle jakie.
Miałam też koleżankę, moją sąsiadkę mieszkającą piętro niżej, później była moją jedyną przyjaciółką i jest... mam nadzieję do dzisiaj. Ona tak samo jak ja kochała naleśniki. 
Jej mama robiła je podobnie do moich wymarzonych, ale ciągle czegoś im brakowało.
Aż pewnego dnia, całkiem nie dawno, zaczęłam szperać, szukać, porównywać przepisy 
i sprawdzać je w kuchni. Drogą smakowania, porównywania, modyfikacji 
znalazłam mój magiczny, niebiański smak naleśników. 
Różnią się one od tych z dzieciństwa, bo przecież z latami nasze smaki się zmieniają. No i kiedyś nie było takich składników jak dzisiaj. Ale takie właśnie kocham i ja i mój Kuba.


"Klimaciarskie" naleśniki Koali   przepis na 16 sztuk

2 szklanki mąki
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
2 szklanki mleka
1/2 szklanki wody gazowanej
4 jajka
2 łyżki oleju
kilka kropel ciemnego sosu sojowego
masło do smażenia

Do przesianej mąki dodaję przyprawy, sos, olej, mleko i wodę.
Ubijam tak, aby powstało gładkie, rzadkie ciasto.
Odstawiam je w spokoju na 10 minut i dopiero po tym czasie albo dolewam mleka, jeśli wyszło za gęste, albo dosypuję mąki, jeśli za rzadkie. Najczęściej jest akurat.
Na rozgrzaną patelnię rozsmarowuję ciut, ciut masełka i chochelką wlewam troszkę ciasta. Najsmaczniejsze są takie... cieniutkie... Smażę je i podziwiam piękny wygląd i kapitalny aromat.
A potem to już kwestia gustu i chwili z czym je podaję. Najczęściej połowa znika zaraz po usmażeniu...
SMACZNEGO...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz